Malarstwo Wojciecha Bednarka

Minęło już wiele lat, kiedy zabrałem się za pędzel i farby. Za mną kilkaset obrazów, mniejszych lub większych, w różnych technikach, przy czym „królewską” techniką pozostanie dla mnie olej na płótnie. Świetlistość tej farby i jej struktura są nie do powielenia przez inne techniki malarskie, w tym również naśladujący olej akryl.

Za mną cztery szkoły/uczelnie plastyczne/artystyczne, gdzie byłem uczniem i studentem. Za mną też wiele lat pracy, w której to ja nauczam o malarstwie, rysunku, rzeźbie, performance, a przy okazji o historii sztuki

Tak jak mnie uczyli starzy mistrzowie, od wielu lat jestem orędownikiem pierwszeństwa wyboru odpowiedniej kompozycji („coś” na wzór myśli przewodniej), a potem doboru doń danej techniki i adekwatnych narzędzi. Tak też nauczam swoich adeptów, tak też oceniam prace innych artystów.


Każdemu polecam dokładne studiowanie takich mistrzów jak Kandinsky, Rembrandt czy Leonardo, bo oni „przeskoczyli” w sztuce kilkadziesiąt pokoleń.

W performance i instalacji przestrzennej moim wzorem do naśladowania był Z. Warpechowski (którego miałem przyjemność być przez chwilę uczniem) oraz W. Hasior.

Największym moim „nauczycielem”, a raczej motywem jest… natura. Trzeba wpierw starać się ją zrozumieć, aby ją następnie zacząć interpretować. Ten, kto namaluje/narysuje/wyrzeźbi setki razy „na żywo” martwą naturę, pejzaż, postać modela lub modelki, może spróbować swoich sił w sztuce abstrakcji, surrealizmu czy ekspresji. Taka kolejność od rzemiosła do poszukiwania siebie jest o tyle zdrowa, że nie prowadzi na manowce i do pseudo nowoczesnego manieryzmu. Ci, którzy przejdą tą drogę, będą „wielkimi” artystami „nowoczesnymi” lub „powrócą” do natury. Ci, którzy mówią o sztuce nowoczesnej, „że dziecko by tak namalowało”, są dyletantami, nie rozumiejącymi podstaw sztuki. Owszem dziecko też tak namaluje, małpa ponoć też, tylko czy zrobi to świadomie i z premedytacją? – nie zrobi.

Oczywiście nie ma to związku z licznymi szarlatanami sztuki nowoczesnej, którzy pod jej płaszczykiem szukają fałszywego poklasku i profitów…

Prawdziwy artysta wg mnie, to erudyta, który łączy ekspresję wojownika, z konsekwencją hafciarki i pokorą mnicha. Prawdziwy artysta to przede wszystkim krytyk względem siebie. Prawdziwy artysta to cwany mag, świadomie żonglujący środkami artystycznymi jak piłeczkami, które mają w konsekwencji doprowadzić widza jak po sznurku do tego „co artysta chciał powiedzieć”

Według mnie, obraz „wpuszcza” artystę do siebie, do środka tylko w tym jedynym momencie. Niektórzy artyści określają to tzw weną twórczą.

Coś jest „magicznego” w nadawaniu kawałkowi lnianej szmaty, opiętej na deskach, zwanej blejtramą (krosnem malarskim), innego życia i ekspresji wyrazu.

Wielkość artystów nie opiera się tylko na warsztacie, choć to ważne aby być dobrym rzemieślnikiem. To często ich odkrywczość niesie ich w ich twórczości, rozwijając nowe kierunki w sztuce. Dzięku temu sztuka pozostaje cały czas nieokiełznana, wyrywa się z ram, przez co nie jest poprostu nudna. Wielkość artystów t też umiejętność przyznawania się do prawdziwości intencji i nie doklejanie bujnych teoryjek, na które łasi się rzesza ociemniałych odbiorców i pseudo znawców i krytyków sztuki.

Oczywiście nie zawsze traktowałem malarstwo jako tworzenie wielkopomnego dzieła sztuki. Zgodnie z maksymą „maluję, więc jestem” często bawię się farbami czy też tzw. motywami. Maluję to, co chcę i jak chcę.

Wojciech Bednarek